piątek, 4 maja 2018

Templariusz i ja, zza węgła.

"Przeczytałem całą filozofię antyku, od Sokratesa po świętego Augustyna. I zapomniałem wszystko, poza słodko - kwaśnym smakiem melancholii i rozczarowania. Teraz, kiedy mam sześćdziesiąt cztery lata, o ludziach wiem tylko tyle, że mają wspomnienia, boją się i umierają."
Arturo Perez-Reverte, "Ostatnia bitwa Templariusza",Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, 2000 rok, [strony nie pamiętam]
Cytatem z historii pewnego Templariusza rozpoczęłam, myśląc nieśmiało - "no spróbujmy". Walczę w ukryciu żeby do kalejdoskopowych zapisków wrócić, pajęczyny uprzątnąć i zaznać spokoju ducha. Bowiem ja to ja, ale Liritio się do świata pcha, mimo pewnych zmian w życiorysie usunąć się w cień nie chce. Liritio daje o sobie znać nazbyt często (w momentach przyziemnych i codziennych), żebym mogła ten cichy pociąg do kalejdoskopowej klawiatury zupełnie zignorować. Czyli klamra, "spróbujmy". Przyznaję, tęskniłam.

wtorek, 22 marca 2016

Przemija postać złotego ludka

Pamiętam pierwsze Oscary, których nie obejrzałam. I było to zanim zaczęłam w góle oglądać ceremonie Akademii (i zanim przestałam).
To musiał być początek 2003 roku... 75ta ceremonia wręczania Oscarów.
Catherine Zeta-Jones, wtenczas w ciąży, tańcowała na scenie do "All That Jazz" (czy Lirito opowiadała Wam kiedyś o swojej miłości do "Chicago"? z wiekiem coraz trudniejszej, ale nadal miłości...), Adrien Brody wygrywał za pierwszoplanową rolę męską jako najmłodszy aktor w historii (29 lat, nadal trzyma rekord), przy okazji mocno zaskakując Halle Berry, Polański (oczywiście nieobecny) i "Pianista" święcił triumfy z owacją na stojąco, a "Spitrited Away" dostawało najbardziej zasłużonego Oscara tamtego wieczoru, ramię w ramię z rewelacyjną muzyką Goldenthala z "Fridy"... I tu kończy się to, co Liritio z marszu pamięta.

poniedziałek, 22 lutego 2016

"Nienawistna ósemka", reż. Quentin Tarantino

Tarantino i mnie niewątpliwie łączy gust do mężczyzn, że tak jakby niefortunnie zacznę.
Michael Madsen, Kurt Russell, Demián Bichir... Liritio nie trzeba więcej mówić. A tu jeszcze Tim Roth, i tylko Steve'a Buscemi brakuje, żeby móc ładnie uznać, że Tarantino wraca do korzeni. 

Tyle, że nie wraca, i nie wiem czy to dobrze. Trochę dlatego, że "Wściekłe psy" niezmiennie były i pozostają moim ulubionym (nawet przez wielkie "U") filmem Tarantino. Wszystkie lubię, wszystkie mi się podobają, ale jednak "Wściekłe psy" to radość i sentyment, i film zupełnie w moim guście. Widzicie, Tarantino jest zręcznym i wdzięcznym reżyserem z jajami, ale przede wszystkim jest przedobrym scenarzystą. 

niedziela, 17 stycznia 2016

Złoty chłopak na opak (rymy wracają)

Po raz pierwszy odkąd w jakikolwiek sposób interesuję się kinem, przegapiłam oscarowe nominacje! Cios.
To znaczy, nie przegapiłam tak całkiem, ale nie było znanej daty z tyłu głowy, nie było czekania, może nie na wydarzenie kluczowe, ale jednak na coś...


A tu zaskocznie, bo stwierdzam, że w tym roku nominacje są ciekawe. W bardzo pokrętny i niekoniecznie pozytywny sposób, ale jakoś tak... Na opak ciekawe.

środa, 23 grudnia 2015

Trójka po raz pierwszy, czyli małe jest piękne (i zupełnie niemałe)

Liritio z nową energią podjęła pisanie bloga, co nie znaczy wcale, że częściej klika w magiczną ikonę "Opublikuj". Stąd też, ocalamy od zapomnienia, usprawniamy proces i zaczynamy przedświąteczną trójkę (świątecznie niezwiązaną).
Czy poza poniższy wybryk owa trójka cyklem wychynie... Któż wie?

Zawsze zastanawiają mnie "małe" filmy z wielką obsadą, o których wieść rzadko kiedy dociera do naszego polskiego grajdołka (a nawet jeśli, tyłem i na około).
Łatwo spotkać się z taką magią w kinie australijskim, kiedy wielkie gwiazdy (czując zew ziemi rodzinnej?) grają małe role w różnorakich filmach, o których świat mało słyszy. 
Jednak to wtręt, chociaż przywołałam Australię, akurat dzisiaj Liritio będzie pisała o kinie amerykańskim.